Dobrze,
że wcześniej udało porobić się jakieś fotki, bo pogoda znacznie się
pogorszyła - padało niemiłosiernie. Od rana jak zobaczyłam słoneczko i
niecałą godzinkę posiedziałam przed domem, myślałam, że pojedziemy
gdzieś nad wodę, bo moja opalenizna jest w opłakanym stanie. Nie wiem dlaczego tak mam, że kilka tygodni i śladu po niej nie ma.
Z
racji tego, że dzisiaj niedziela ubrałam się w sukienkę, którą po
prostu kocham. Za sam krój, wzory i oryginalny wygląd. Nabyłam ją rok
temu w lumpeksie. Niestety prasowanie nie przyniosło pozytywnego skutku -
mimo, że materiał jest cieniutki, ciężko się ją prasuje! Dodatki były
zbędne, gdyż sama sukienka jest nieco "pstrokata", a raczej jej góra.
Dół do tej pory mnie urzeka! Do tego dołączyłam różową kopertówkę i
koturny z kwiatkiem. :) W takim wydaniu również dobrze się czuję. Niech
zrobi się cieplej to na blogu pojawi się więcej sukienek z łupów, z sh.
Resztę oceniajcie Wy!